niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 6

   Wetchnęłam cicho, z głową wciąż wyciśniętą w bluzkę nieznajomego. Atak nagłej histerii już mi minął, i zdałam sobie sprawę w sytuacji w jakiej się znalazłam. Z wolna uniosłam wzrok ku górze. Mężczyzna siedzący tuż przede mną miał czarne postrzepione włosy i znajome, brązowe oczy. Gdy zauważył jak bacznie się mu przyglądam, uśmiechnął się delikatnie. Wtedy mnie to uderzyło.
- Kayen?!
- Dawno się nie widzieliśmy, kruczku.
- Myślałam że nie żyjesz!
- Heh. Mnie się nie da tak łatwo zabić.
- Em... to wy się znacie?
   Kayen i ja jednocześnie spojrzeliśmy na pozostałą dwójkę. Red i Casper patrzyli na nas wyczekująco. Zachichotałam pot nosem myśląc o ich minach gdy się dowiedzą.
- Kayen jest moim kuzynem.
- Co ?!
   Kayen położył mnie z powrotem na poduszkach tuż przed moim naglym wybuchem śmiechu. Widok Caspera i Red'a zamurowanych z wybauszonymi oczami i rozwartymi ustami był tak komiczny że chciało mi się płakać. Niefortunnie, byłam tak odwodniona że nie miałam czym. Spojrzałam na kuzyna. Kay siedział na skraju łóżka i patrzył na mnie nieobecnym, przygnębionym wzrokiem.
- Hej, ziemia do Kayena. Odbiór, odbiór.
  Leżałam za daleko żeby pomachać mu ręką przed oczami więc zaczęłam dźgać go pod żebrami. Poskutkowało dopiero za trzecim razem, ale lepsze to niż nic.
- Huh?
- Kay co ci?
- Nic, czemu pytasz?
- Nie kłam, widzę że coś jest na rzeczy.
- Ja... Tch... za dużo by gadać... po prostu żałuję że tak późno dowiedziałem się o wszystkim co się stało... i... że nie mogłem być przy tobie... przepraszam...
   Chłopak pogłaskał mnie po głowie. W jego oczach malowała się troska, lecz także i głęboka wściekłość, wręcz nienawiść.
- To nie twoja wina.
- Niby tak, ale...
- Żadnych "ale", nie zadręczaj się przeszłością.
   Kayen skinął głową cicho potwierdzając moje słowa. 
                Puk. Puk.Puk.
   Red i Casper ockneli się ze zdziwienia i spojrzeli złowrogo na drzwi.
- Oni?
- Najprawdopodobniej. Nasi mają inny sygnał.
   Strach ścisnął mój żołądek. Spanikowana spojrzałam na Kayena, który chwycił mnie za rękę.
- To co robimy?
- Kayen, weźmiesz ją na Dół?
   Chłopak wziął mnie delikatnie na ręce, po czym spojrzał na Red'a.
- Utorujcie nam drogę.
- Rozkaz, kapitanie.
- Kapitanie?
   Zerknęłam zdziwiona na Kay'a.
- Później ci wyjaśnię.
                    Puk. Puk. Łup!
- Trzymaj się!
   Chwyciłam go za szyję najmocniej jak potrafiłam po czym zamknęłam oczy. Usłyszałam trzask wyłamywanych drzwi i krzyki walczących ze sobą ludzi. Całym ciałem czułam niesamowitą szybkość pedy z jakim się poruszaliśmy, lecz łatwość z jaką pokonywaliśmy drogę nie potrwała zbyt długo. Gdy dotarliśmy do końca bloku włączył się alarm.
- Cholera!
   Przestraszona otworzyłam oczy i spojrzałam na Kayena.
- I co teraz?
- Nic. Biegniemy dalej.
   Gdy pokonywalismy prowadzące do podziemi schody, zaczęli nas atakować strażnicy. Kay starał się iść drogami taz zawiłymi żeby zmniejszyć ryzyko konfrontacji lecz w końcu ta strategia zawiodła. Otoczeni ze wszystkich stron nie mieliśmy dokąd uciec.
- T-to już koniec... Zabiją nas...
- Hehe. Nie byłbym tego taki pewny...
  Kay uśmiechnął się złowrogo do zgromadzonych.
- Bawi cię to? Skazałeś siebie i swoją dziewczynę na śmierć i nadal się śmiejesz?
   Strażnicy powoli zaczeli zacieśniać krąg, a Kayen wciąż się śmiał.
- Kay..?
   Przestraszona złapałam go za bluzkę i próbowałam potrząsnąć, w nadziei że się opamięta.
- Kay! Błagam opamiętaj się! Proszę!
   Gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki od najbliższego napastnika ziemia zaczęła się trząść. Zewsząd odezwały się gniewne wrzaski i ze wszystkich korytarzy wysypała się chmara uzbrojonych więźniów. Każdy z nich miał umieszczoną na ubraniu postrzepioną czarną wstążkę lub inny kawałek materiału w tym kolorze. Poruszając się zgodnie, niczym jeden organizm zaatakowali otaczających nas strażników. Walcząc po bokach i starając się przytrzymać przeciwników przy ścianach utorowali nam drogę.
- Widzisz? Mówiłem że niema się czego obawiać. Jesteśmy na terytorium którego władze więzienia nie kontrolują. Tutaj władze mają najsilniejsze gangi i to właśnie będzie twój nowy dom.
   Zamrugałam parę razy oczami. Zanim słowa kuzyna dotarły do mnie  w pełni minęła prawie minuta. Gdy w końcu ocknęłam się w pełni poczułam jak zaczyna mnie rozsadzać nagła i wręcz "dzika" radość.
- Nie jesteś samobójcą-wariatem!
  Z lekka zdezoriętowany moim nagłym wybuchem, Kayen spojrzał na mnie z ukosa.
- Co to miało niby znaczyć..?
- Hehe. Po prostu przez chwilę myślałam że zwariowałeś.
- Dzięki...
- Okey, przepraszam. Ale to była kara za to że mnie przestraszyłeś!
   Zaśmiałam się radośnie, po czym położyłam głowę na ramieniu kuzyna i zmęczona zamknęłam oczy.
- To pierwszy raz kiedy widzę jak naprawdę się uśmiechasz...
   Zdziwiona podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka.
- Co?
- Lepiej ci z uśmiechem kruczku.
- Yyy... dzięki...
- Więc postaraj się go zatrzymać, a jeśli sama go nie udźwigniesz obiecuję że ci pomogę.
   Jego usta delikatnie musnęły moje czoło.
- Czyli to jednak coś więcej niż więzi rodzinne?
- Na to wygląda...
   Red i Casper podeszli do nas uśmiechając się szeroko, a następnie zsynchronizowani niczym żołnierze zasalutowali Kayenowi. Dopiero wtedy zauważyłam ze oni też mają na sobie te czarne wstęgi.Rozejrzałam się po ubraniu Kay'a szukając czegoś podobnego. Chłopak domyślił się o co mi chodzi i wskazał ręką na swoją szyję. Znajdował się na niej cieńki złoto-czarny sznurek.
- Czemu  złoty?
- Ponieważ jestem kapitaniem czarnych.
- Czarnych?
- Tak. "Czarni" to jeden z oddziałów podziemia, ale o całym tym systemie opowie ci już ktoś inny.
- Kto?
- Król piekła we własnej osobie.