Przez resztę drogi panowała w miarę komfortowa cisza ale w powietrzu dało się wyczuć ciężką atmosferę która poglebiała się w miarę jak bliżaliśmy się ku miejscu spotkania. Czułam na sobie wiele par oczu przyglądających się bacznie każdemu naszemu ruchowi. Niektórzy siedzieli przy ścianach inni stali w bocznych korytarzach ale żaden nie odważył się zajść w drogę Kayenowi. Starając się nie myśleć o spotkaniu z tak zwanym"Królem" starałam skupić się na otaczających nas współwięźniach. Twarze wielu z nich pokryte były licznymi bruzdami, niekiedy zdeformowane od przebytych tortur. Widok był przerażający. Jeszcze nie tak dawno nigdy nie pomyślała bym że człowieka stać na takie okrucieństwo.
- "Nie tak dawno..." - zaśmiałam się gorzko w myślach.
- Kruczku... Kruczku... Ravyn mówię do ciebie! - Kay krzyknął do mojego ucha zanim zdążyłam zamyślić się jeszcze bardziej.
- Aj! Kay nie krzycz tak bo zaraz ogłuchnę!
- Jak cię wołam od dwóch minut i nic to w końcu muszę zmienić taktykę.- uśmiechnął nie zawadiacko - A wracając do tematu to jesteśmy już na miejscu.
Będąc wciąż w lekkim szoku po jego ogłuszającym wrzasku nie zdążyłam nawet się przestraszyć kiedy otwarły się przed nami ciężkie stalowe wrota prowadzące do zaciemnionego pomieszczenia. Chwyciłam się mocniej bluzki kuzyna po czym spojrzałam z powątpieniem wpierw przed siebie później spowrotem na niego.
- Jesteś pewny że to bezpieczne?
- Bardziej niż wyjście na wyższe poziomy. Innymi słowy nie mamy już innego wyboru.
- Dasz sobie radę księżniczko.- powiedział stojący za nami Casper, uśmiechając się uspokajająco - On zna twój ból lepiej niż ktokolwiek inny.
- Hę?
- Cas, tyle wystarczy. - uciszył go Red - Resztę opowie ci On osobiście. A na razie... powodzenia Rav. Spotykamy się kiedy skończcie.
Skinęłam im głową na porzegnanie po czym wraz z Kayenen wkroczylośmy w mrok.
Łup!
Dzwi za nami zostały zamknięte od zewnątrz a w pomieszczeniu powoli zaczęły rozpalać się lampy. Ku mojemu zdumieniu zamiast pokoju moim oczom ukazał się kolejny korytarz na którego drugim końcu znajdowała się otwarta cela. Około metra od pokoju znajdowały się zardzewiałe drzwi z których sterczały zdeformowane zawiasy.
- Gotowa? - zapytał przystając tuż przed progiem.
- T-tak... chyba... tak...
- Nie stresuj się wszystko będzie dobrze, jestem przy tobie.
Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w policzek.
- Dzięki Kay.
W tamtym momencie wkroczyliśmy do pokoju przypominającego od wewnątrz celę z psychiatryka. Na pokrytych niegdyś białą farbą ścianach, widniały odciski zakrwawionych dłoni. Gdzieniegdzie smugi zaschniętej krwi tworzyły nienawistne napisy utrwalone z ostatnim oddechem skazanych. Przy tylnej ścianie stał gruby stalowy stół po którego drugiej stronie siedział płowowłosy mężczyzna. Lewą stronę jego twarzy pokrywały blizny tworzące coś w rodzaju siatki przechodzącej również przez ślepe, lewe oko.
- Usiądźcie - Jego mocny, gruby głos odbił się echem od ścian pomieszczenia.
Kayen z wolna podszedł do dwóch stojących przed stołem krzeseł posadził mnie na najbliższym po czym sam usiadł.
Przez pewien czas nie odezwało się żadne z nas. Siedzieliśmy w ciszy przyglądając się sobie nawzajem, a właściwie On mi sie przyglądał a ja usilnie próbowałam nakłonić się do spojrzenia mu w twarz, ale nie mogłam. Czułam że "pętla" strachu na moim sercu zaciska się coraz mocniej. Całe to pomieszczenie, ten mężczyzna zaczęły jeszcze głębiej uświadamiać mi o tym w co zostałam wplątana. Ogarnęła mnie kolejna fala paniki.
-" To nie ma sensu... nic... dla czego do cholery?!"
- Raveyn.
Krzesło przekręciło się gwałtownie. Ciężar czyichś rąk na ramionach momentalnie wyrwał mnie z transu. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo się trzęsę. Coś kapnęło na moją rękę.
-"Łzy..? Cholera znowu ryczę..."
Spuściłam ze wstydem głowę tak aby Król nie widział żałosnego wyglądu mojej twarzy ale po chwili dłoń kucającej przede mną osoby uniosła moją głowę ku górze. Moje czerwone od płaczu oczy spotkały jego jedno - błyszczące i lazurowe. Wciąż przestraszona usiłowałam spuścić wzrok lecz jego uchwyt był zbyt silny.
- Nie bój się nie skrzywdzę cię. Spójrz na mnie Raveyn. - tym razem ton jego głosu był o wiele łagodniejszy.
Po chwili zawachania, z wolna zrobiłam co powiedział. Na jego wyniszczonej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Nie taki straszny na jakiego wyglądam. Hymm?
Pomimo wciąż urywanego odechu zaśmiałam się cicho pod nosem.
Król wstał z klęczek i przelotnie gładząc mi włosy wrócił na swoje miejsce. Kay poprawił z powrotem moje krzesło i otarł dłonią ostatnie z łez spływających po moim policzku.
- Przepraszam...- wyszeptałam zawstydzona swoim wybychem.
- Nie masz za co. Doskonale rozumiem twoją sytuację. Podobnie jak ty zostałem podany wielu torturom których ślady będę oglądał do końca swego życia. Ale łączy nas jeszcze jedno. Podobnie jak ty nie zawiniłem w zbrodni o którą mnie oskarżono, lecz nie będę się na razie zagłębiał szczegóły.
Kiwnęłam ze zrozumieniem głową.
- Chcę odmienić "The Q", Raveyn. - powiedział król przerywając kolejną chwilę ciszy.- A do tego potrzebna mi każda pomoc. Wiem jak to jest marzyć aby cofnąć czas. Tego już nie zrobisz, ale zawsze możesz zacząć od nowa. Decyzja należy do ciebie. Przemyśl to.
- Nie muszę.Zrobię to.
- Jesteś pewna?
- Całkowicie.
- Zatem od jutra zaczniesz służyć pod roskazami Kayena. On wprowadzi cię w szczegóły. Zrozumiano kapitanie?
Kay wstał i zasalutował mu.
- Tak jest!
Po krótkim pożegnaniu opóścilismy króla i skierowaliśmy się do miejsca w którym jak twierdził Kay mieliśmy spotkać się z Casperem i Red'em.
- Więc od jutra mam ci mówić per kapitanie? - zapytałam poł-żartem kuzyna.
- Jeszcze się nad tym zastanowię - odparł z kiepsko udawaną kamienną twarzą. Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać mijając przez przypadek miejsce spotkania i skonfudowanych chłopaków.
- Co ich tak bawi? - spytał zmieszany Red.
- Nie wiem... - dopowiedział mu równie zagubiony Cas.
Nie odpowiedzieliśmy im jednak i wciąż śmiejąc się poszliśmy do przodu. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie lecz w głębi zdawałam sobie coraz bardziej przerażające pytanie:
- " Ciekawe jak długo potrwa ta beztroska..?"