środa, 3 lutego 2016

Rozdział 8

Około godziny później została mi wyznaczona cela w bloku oddziału Kayena. Była niewielka, o obdartch ścianach jak z resztą wieksza część podziemnego kompleksu. Kayen położył mnie na przytwierdzonym do ściany łóżku i słysząc mój cichy jęk westchnął pod nosem.
- Jeszcze znacznie za wcześnie dla ciebie na długie wycieczki, ale tym razem nie było innego wyboru. - przesunął krzesło do mojego posłania i usiadł na nim ciężko.
Patrząc na jego zmęczoną sylwetkę zrobiło mi się ciężko na sercu.
- Przepraszam...
- Huh? - chłopak spojrzał na mnie wyraźnie zaskczony.
- Jestem dla was wszystkich tylko ciężarem a mimo to... wszyscy nadal mi pomagacie - dokończyłam cicho.
- Nie jesteś wyjątkiem Rav. - powiedział oparty o ścianę nowoprzybyły Casper. - Większość z nas miała podobny start tutaj. Gdyby nie pomoc wspołwięźniów to był by szybki i bolesny koniec dla wielu z nas.
Red kiwną głową z aprobatą.
- Od chwili skazania stałaś się naszym towarzyszem. A obowiązkiem Lost Order jest pomoc nowicjuszom. - dodał.
- Lost Order?
Kayen walnął się ręką w czoło.
- No tak, Król jak się rozczulił i zapomniał o najważniejszym. Lost Order to ogólna nazwa podziemia w którym się aktualnie znajdujemy. Na jego czele stoi Król wraz z Radą, składającą się z 9 kapitanów "drużyn więziennych". Pierwszą z nich są Biali nazywani także Okiem. Twożą siatkę szpiegowską rozrastającą się w całym San Quentin. Następni są Sebrni - Duchy. Szmuglują broń, lekarstwa, żywność i ogólnie potrzebne zaopatrzenie. Po nich Czerwoni pierwsza z grup szturmowych, której członkowie nazywani są często "Demonami". Odpowiada za akcje wymagające dłuższego planowania i precyzji. Głównie byli żołnierze, komandosi i płatni mordercy- innmi słowy urodzone maszyny do zabijania. Dalej posłańcy czyli żółci o kryptonimie Pszczoły.... Czar...
- Przepraszam przerywam kapitanie ale wydaje mi się że zapomnieliśmy o jednej kwestii z którą dłużej nie można czekać. - Cas odepchnął się od ściany i z wolna zbliżył się do mnie patrząc z powagą na Kayena. - Trzeba zmienić opatrunki.
Zrobiło mi się niedobrze.  Tylko raz widziałam jak mnie opatrywano i było to jeszcze przed "wizytą" u Chrzciciela. Jak wygląda to teraz?
- Idę po kogoś z Laguny. - rzucił blondyn wychodząc.
Chcąc odciągnąć myśli od nieuniknionego miałam zamiar prosić kuzuna o kontynuację ale zanim zdążyłam się wypowiedzieć on mnie ubiegł.
- Tak więc kontynuując... eee... na czym stanąłem?
- Na żółtych.
- A! No tak! Tak więc teraz pora na Czarnych - mówiąc to napuszył się dumnie - Nie bardzo pamiętam skąd to wytrzasnęli ale przyjęliśmy nazwę Grabarzy. Jesteśmy drugą z kolei szturmówką ale naszym celem są szybkie wypady i pilnowanie porządku w podziemiu- taka "trochę" bardziej zmilitaryzowana policja.
-A Laguna? - zapytałam przypominając sobie ostatnią przed wyjściem wypowiedź Caspera.
- Służa Medyczna. Lekarze, pielęgniarki itp.
- Pielęgniarki?
- No chyba nie myślałaś że jesteś tu jedyna! -zaśmiał się Kay. - Chociaż szerze powiedziawszy miałaś prawo się pomylić. Niewiele jest tu kobiet a te które są starają się nie wychodzić na powierzchnię. Większośc pracuje właśnie w Lagunie, pare uzdolnionych jest Szczurami no i mamy jeszcze dwie Czarodziejki.
- ... Co?
- Szczury- inaczej hakerzy, mają kolor zielony. Czarodzieje bądź czarodziejki to technicy- fioletowi. Ostatnim oddziałem jest Cień czyli grupa od rozpoznania i strategii. - dokończył po krótce Red.
Zaczęłam układać w głowie wszystkie otrzymane informacje. Dziewięć oddziałów, każdy o innej specjalizacji i symbolizującym go kolorze. Biali,Czarni, Zieloni...
W chwili gdy usiłowałam przypomnieć sobie jak nazywano posłańców, przez drzwi celi wszedł Cas wiodący za sobą trzy kobiety.
Pierwsza z nich stojąca najbardziej na przedzie uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
Miała może z trzydzieści lat, krótkie krótkie, czarne włosy i oczy w kolorze miodu.
- Witaj, nazywam się Mira a to są Harmony i Cydnee. - wskazała na stojącą za sobą wysoką mulatkę o farbowanych, białych włosach i przyjaźnie wyglądającego rudzielca tuż obok.
- Dobra. Im szybciej zaczniemy tym więcej będziesz miała czasu żeby odpocząć. - Harmony podeszła do mnie zakasując rękawy.
- Słyszeliście panią chłopcy, wypad! - rzuciła radośnie Cyndee wskazując ręką wyjście.
- Już idziemy. - mruknął niechętnie Red który najwyraźniej zadomowił się siedząc na stołku z boku pomieszczenia.
Gdy w końcu dziewczynom udało się ich wygonić, zabrały się za przygotowania. Poroskładały dookoła wiele różnych przyżądów, bandaży i innych tym podobnych rzeczy po czym spojrzały na siebie i skinęły głowami. Mira wzięła do ręki strzykawkę z zamiarem wypełnienia jej zapewne jakimś środkiem usypiająco-odużającym, ale powstrzymałam ją ruchem ręki zanim zdążyła to wykonać.
- Chcę zobaczyć jak to wygląda. - cudem udało mi się uniknąć zająknięcia.
- Ale... - Cyndee chciała zaprotestować lecz białowłosa pomagająca mi zająć bardziej dogodną pozycję, pokręciła przecząco głową.
- Sądzę że to dobry pomysł. Musisz całkowicie oswoić się ze zmianami, również tymi w tobie.
Z determinacją w oczach przytaknęłam jej słowom przypatrując się jak Mira sprawnie odwija bandarze na mojej lewej nodze. Po krótkiej chwili z pod warstw materiału wyłonił się odrażający obraz zakrwawionej tkanki, na który całą siłą woli zmuszałam się patrzeć.
"TO jestem teraz ja, to jestem teraz ja..." myślałam usiłując nie zamknąć oczu. Było to wyczerpujące ćwiczenie, ale po około półgodzinnej praktyce zaczęło skutkować. W głębi zaczęłam czuć jak moje wcześniejsze przerażenie zaczęła zastępować gorzka akceptacja. Niepokoiła mnie ta szybka zmiana - w końcu nie chciałam stać się bezlitosnym potworem. Chociaż w tych okolicznościach nie było by to takie złe wyjście, oznaczało by poddanie się a tego nie miałam zamiaru zrobić. Przypatrując się skalpowi, krwawej róży wyciętej przez Chrzciciela na moim ciele i wszystkim innym ranom przypomniałam sobie znowu wszystkie wydarzenia. Tym razem nie płakałam. Harmony miała rację - aby przetrwać muszę się zmienić. Nie mogę całe życie łamać się nad sobą i jęczeć nad przeszłością. Te rany stanowiły preludium, początek nowej mnie - Raveyn Hoe która na ruinach swojego starego  świata wzniesie nowe mocarstwo. Uśmiechnęłam się do siebie. Troche straszne to wejście w dorosłość.

1 komentarz: