sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 5

   Chrzciciel z wolna zbliżył się do krzesła na którym siedziałam. Wraz z kolejnymi krokami jego demoniczny śmiech stawał się coraz głośniejszy. W końcu przystanął.
- Ojojoj. Chyba bandaże ci krwią przeszły. Trzeba cię opatrzeć nie sądzisz?
   Starając się brzmieć pewnie zaprzeczyłam, lecz on najwidoczniej właśnie na to czekał. Zasmiał się płytko po czym wzruszył ramionami.
- Niestety taka moja rola..!
   Szybkim ruchem złapał z mnie z włosy i zrzucił na podłogę. Następnie niezważając na moje krzyki zdarł cały opatrunek, co chwilę hacząc paznokciami o tkankę na moich  łydkach. Wcześniejszy plan o nie okazywaniu bólu wziął w łeb, więc nie zostało mi nic innego jak tyklo walczyć. Niestety tego też nie byłam w stanie zrobić. Byłam zbyt przestraszona.
   Mój głos powoli zaczął załamywać się i słabnąć. Ku mojemu przerażeniu torturujący mnie strażnik też to zauważył.
- Widzę że cię gardziołko rozbolało. Chodź napijesz się.
   Wbijając paznokcie w moją czaszkę, podniósł do góry moją głowę i przycisnął mi do ust jakąś butelkę. Nie chciałam wypić znajdującej się w niej cieczy wiec z calej siły walnął mnie w brzuch. Otworzyłam usta by wypuścić powietrze, chwilę po tem w głąb mojego gardła popłynęła obrzydliwa, paląca ciecz. Próbowałam odjąć butelkę od ust uderzając rękoma mężczyznę który ją trzymał, ale tamten zwyczajnie złapał za nie i uderzył z olbrzymią siłą o podłogę.
                         Kruch!
   Jeszcze raz wydałam z siebie rozdzielający krzyk. Pęknięta wcześniej kość ramienia teraz już rozłamała się na pół. Łzy cieknące strugami z moich oczu, powoli zamazywały mi wizję. Zaczęłam wić się w konwulsjach na podłodze.
-" To nie powinno się nigdy wydarzyć!"
   Próbując mnie unieruchomić strażnik wyjął z biurka parę długich kawałków sznura. Pochylił sie nade mną z zaczął przywiązywać mnie do krzesła i stołu z którego wziął liny. W tamtej chwili chwili coś złotego błysnęło przed moimi oczami.
-"Klucz!"
   Chciałam wyciągnąć wolną rękę by po niego sięgnąć lecz Chrzciciel zauważył to i uśmiechnął się do siebie.
- Chcesz klucz maleńka? Już ci go daję... Ale najpierw...
   Zdarł ze mnie wszystkie ubrania i wyjął z kieszeni scyzoryk.
-... musisz otrzymać swoje znamię chrztu!
   Spojrzałam przerażona na nóż w jego ręku. Wiedząc co ma zaraz nastąpić zagryzłam wargi i patrzyłam jak ostrze kieruje się w dół. Wbiłam zakrwawione paznokcie w podłogę pode mną. Bezlitosny strażnik wycinał mi na brzuchu jakiś dziwny wzór. Czułam jak moje ciało słabnie. Drgawki powoli zaczęły zanikać a wraz z nimi moja świadomość i czucie. Zamknęłam oczy.
-"Nareszcie... koniec..."
                            ***
  -Co z nią?
- Lepiej, ale nadal jest nieprzytomna. Chrzciciel zaszalał.
- Pierdolony kundel... Co jej "wymalował"?
- Krzew róży. Taki mniej-więcej odtąd przez bok lwewego uda aż do kolana.
- Pojebało go?! Przecież... tch...
   Głośne uderzenie w ścianę przerwało konwersację, a mnie ostatecznie wyrwało ze snu.
- Hej Red, spokojnie! Zaraz dziurę zrobisz!
   Red wziął głęboki oddech.
- Wychodzimy do środka?
- Tak, może w końcu się obudzi...
   Drzwi zaskrzypialy, po czym otworzyły się na oścież, wypuszczając światło do zaciemnionego pokoju.
-Nght...
   Zacisnełam powieki oślepiona nagłą jasnością.
- Raveyn!
   Usłyszałam jak ktoś podbiega do mojego łóżka.
- Drzwi... za jasno...
- Sorry. Już zamykam.
   Z wolna otworzyłam oczy. Casper i Red stali przy krawędzi materaca uśmiechając się lekko w moją stronę.
- Jak się czujesz?
- Strasznie sztywno, wszystko mnie boli ale poza tym okey.
- Hehe. W życiu nie widziałem większego pechowca od ciebie, pokonałaś wszystkich.
   Casper podszedł do zakratowaniego okna i zaczął powoli podciągać rolety. Po krótkiej chwili światło przestało mnie już razić i zza oknem ukazało mi się gwiaździste nocne niebo.
- Już noc... Od kiedy tu jestem?
- Od tygodnia.
- Co?!
   Blądyn skinął głową przytakująco po czym wziął krzesło i usiadł koło łóżka.
- Chrzciciel zawsze posuwa się do takich rzeczy, a nawet gorszych. Na 10 więźniów których przyjmie w tamtym gabinecie 4 wynoszą martwych. Myślę że tobie, po raz pierwszy w swoim życiu okazał litość.
- L-litość..?
   Chłopaki spojrzeli na siebie nawnajem i cicho westchnęli.
- Ale nie ma się co cieszyć. Kiedy Cardance dowie się o tym najpewniej go zabije, a na ciebie urządzi polowanie...
- Chyba że weźmiemy ją do Niego. Tam będzie bezpieczna, strażnicy nie odważą się wejść na teren którym rządzi.
- Całkiem niezły pomysł, ale w tym stanie?
- Nie mamy wyjścia im wcześniej tym lepiej. Tym bardziej że teraz jest jeszcze bardziej bezbronna niż wcześniej.
   Zaniepokojona ich tajemniczością postanowiłam dołączyć się do rozmowy.
- Yyy... sorry że przerywam ale do kogo chcecie mnie zabrać? I na czym polega to całe "polowanie"?
   Casper i Red spojrzeli na mnie zdziwieni. Po ich minach widać było że na chwilę całkowicie zapomnieli o mojej obecności.
- Polowanie to inaczej mobilizacja wszystkich sił przeciwko jednemu więźniowi, dzieje się taz z reguły wtedy gdy więzień ten bedzie miał na pieńku z dyrektorem. Cardance jest wściekły za to że jeszcze żyjesz a fakt że Chrzciciel cię oszczędził tylko pogarsza sprawę...
- Jeszcze żyję?
- Tak. Jeden z informatorów powiedział nam o planie jaki przyszykował dla ciebie Jareth. Miałaś zginąć podczas samobójczego ataku na strażnika, który zmuszony byłby do... jak oni to ujeli...? A,tak! Siłowego rozwiązania tejże sprawy, przez spałowanie więźniarki. "Przypadek" miał sprawić że już się po tym nie obudzisz.
   Ponownie ogarnęła mnie rozpacz. Jeszcze parę dni temu byłam normalną 19 latką,  kochającą rodziną i przyjaciółmi. Jdyną rzeczą jakiej wymagali ode mnie ludzie była śmierć. Policzki całkowicie zamokły mi od łez.
-"Umrzeć..? Czy tylko to mi pozostało?"
   Drzwi od pokoju cicho zaskrzypiały a chwilę później czyjeś długie, umięśnione rece delikatnie uniosły mój tors ku górze. Poczułam ciepło drugiego ciała i bicie czyjegoś serca tuż pod moją głową. Nie wiedziałam kim jest ta osoba, lecz w tamtej chwili liczyło się tylko to, że dzięki niej chodź na chwilę nie czułam obezwładniającej samotności, która towarzyszyła mi od przyjazdu do tego piekła. Powróciła do mnie nadzieja że może będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz