piątek, 31 października 2014

Rozdział 4

   - J-jego c-córką?!
Momentalnie wszystko stało się jasne. Nawet jesli odkryli prawdę, nie przedstawią jej swiatu. Będąc jednym z czołowych członków FBI, Jareth nie mógł pozwolić sobie na posiadanie mordercy w najbliższej rodzinie. Żeby nie stracić stanowiska i dobrego imienia mógł posunąć się do przekupstwa, a co za tym idzie do sfałszowania dowodów.
- Hej...
   Casper pogłaskał mnie uspokajająco po głowie.
- Shh... Już dobrze... Wiem że ci ciężko...   Blądyn przykucnął przede mną i chwycił mnie za ręce.
- Pomogę ci przetrwać w tym piekle.
   W tamtym momencie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.  Odwracając się zobaczyłam za sobą Red'a.
- Wszyscy pomożemy.
    Członkowie drużyny Red'a po kolei kiwali głowami. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Dziękuję... naprawdę... dziękuję... ale... dla czego chcecie mi pomóc?
- To proste księżniczko, w tym świecie nie ma miejsca dla indywiduum. Więźniowie tworzą swoje gangi lub inne tym podobne grupy. Zasada która kieruje mieszkańcami "Q" jest tylko jedna: dbaj o "rodzinę", walcz i przetrwaj. Będąc niewinną, słabą dziewczyną- taką jak ty- bez ochrony silnej grupy nie przetrwasz tu nawet tygodnia. Dla tego weźmiemy cię pod opiekę. W całym życiu trzeba kiedyś zrobić coś dobrego, nie? Hehe, a tak serio to najprawdopodobniej jesteś jedyną osobą której boi się Cardance. Jesteś w więzieniu pod jego jurysdykcją więc zapewne ma nadzieję że szybko tu zginiesz- w tym przecież specjalizuje się San Quentin.W wykańczaniu najsłabszych. Z tych powodów chcemy żebyś przetrwała i przypomniała mu odczucie strachu. Strachu przed odkryciem prawdy, strachu przez który już nigdy nie zaśnie spokojnie.
   Gdy mówił, jego oczy powoli stawały się coraz mroczniejsze, do tego stopnia iż czułam jakby powoli wysysały moją duszę. Zahipnotyzowana nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Zimny pot powoli spłynął mi po twarzy.
- Casper ogarnij się, straszysz ją.
Red uderzył blądyna w plecy z siłą która z pewnością wgniotła by go w ziemię gdyby w porę nie zrobił częściowego uniku.
-Porąbało cię?!
- Raczej ciebie?! Patrz jaka Rav jest sina!
- O cholera! Ravyn oddychaj! Słyszysz mnie?! Rav!
   Poczułam uderzenie w brzuch a po chwili głosy które przez chwilę zostały stłumione, po chwili zaczęły stawać się coraz wyraźniejsze.
Powoli powróciłam do zmysłów.
- Księżniczko? Księżniczko! Przepraszam, nie chciałem żeby tak się stało! Wszystko w pożądku?
   Casper przytulił mnie delikatnie.
- Nic się nie stało. Po prostu trochę duszno mi było.
   Uśmiechnęłam się delikatnie. Oni na prawdę nie chcieli mojej krzywdy. Nie ważne jaki był tego powód.
- Trochę?! Nie oddychalaś przez prawie półtorej minuty.
- Nieoddy...? A! Hehe, nawet nie zauważyłam...
   Zakłopotana nerwowo podrapałam się po głowie.
- Ech... dobra pora się zbierać. Rav jaki masz numer celi?
- Nie mam jeszcze numeru... dopiero co przyjechałam...
- Czyli musisz się jeszcze spotkać z Chrzcicielem...
-Chrzcicielem?
   Red skinął głową. Razem z Casperem wymienili niespokojne spojrzenia.
- Posłuchaj księżniczko, ten facet to sadysta, im więcej będziesz krzyczeć tym dłużej będzie się tobą bawił więc musisz być dzielna. Będziemy czekać za drzwiami więc szybko cię zabierzemy. Tylko pamietaj... nie daj mu się...
   Przywarłam gorączkowo do czarnego podkoszulka Caspera. Nie błagałam o litość, wiedziałam że to bez sensu, lecz w głębi duszy miałam nadzieję na cud. - Otwórz oczy. Jesteśmy.
   Delikantnie rozchyliłam powieki. Przede mną malował się obraz ciężkich metalowych drzwi. Przełknęłam silnę i po raz ostatni przytuliłam się do Caspera.
- Pamiętaj bądź dzielna.
   Drzwi otworzyły się z piskiem. Weszliśmy do małego pomieszczenia wymalowanego żółtą farbą. Pośrodku stało szerokie drewniane biurko na przeciwko którego posadził mnie blądyn. Słysząc odgłos zamykania drzwi, wiedziałam że teraz mogę liczyć tylko na siebie. Mojego rozmówcy jeszcze nie było wiec wzięłam parę głębokich wdechów starając przygotować się do nadchodzącego spotkania. Usłyszałam narastający, miarowy odgłos zbliżających się kroków. Przełknęłam nerwowo ślinę- zaczyna się.
   Drzwi otworzyły się ze skrzypem. Gruby mężczyzna z służbowym mundurze przeszedł koło mnie trącając mnie lekko ramieniem.
- Imię
-Ravyn
   Miał nieprzyjemny, chrypliwy głos i małe rozbiegane oczy. Roztaczał wokół siebie aurę śmierci i cierpienia jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam.
- Nazwisko
-Hoe
- Urodzona
- 5 lipca 1995
- Pokój 227, sektor X.
- To dziękuję i dowi...
- Gdzie się wybierasz? Sama stąd nie wyjdziesz a oni nie wejdą puki nie otworzę drzwi tym oto kluczem.
   Spojrzałam na klucz w jego dłoni lecz moją uwagę przyciągnęł obraz który się w nim odbijał. Czułam jak momentalnie robi mi się słabo. Twarz "Chrzciciela" wykrzywał uśmiech jakiego nie widziałam nawet na twarzy Jenny. Mężczyzna zawiesił sobie klucz na szyi, wstał i powoli zbliżył się do mnie.
- Boisz się maleńka?
   Pamiętając słowa Caspera o nieokazywaniu strachu, pokiwałam przecząco głową. Niestety, to rozbawiło strażnika jeszcze bardziej.
- Hehe, a powinnaś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz